Trening zdrowotny to nic innego jak indywidualny plan ćwiczeń, który największy nacisk kładzie na utrzymanie nas w świetnym zdrowiu. Jeśli chcesz poprawić wydolność krążeniowo-oddechową lub zwiększyć swoją sprawność ruchową to poznaj zasady jakimi się on rządzi.

Trening zdrowotny – cele

Trening zdrowotny ma na celu kształtowanie sprawności ruchowej, a jednocześnie przeciwdziała obecności chorób cywilizacyjnych (otyłości, osteoporozie, chorobom układu krążenia w tym zawałowi serca) przy jednoczesnym leczeniu już powstałych. Przyczynia się on także do wzmocnienia kośćca, lepszego ukrwienia oraz wzmocnienia mięśni czy poprawy samopoczucia. Trening zdrowotny obniża zły cholesterol LDL, a podwyższa dobry HDL. Warto zaznaczyć, że regularna aktywność fizyczna podnosi odporność układu immunologicznego, a także zmniejsza ryzyko wystąpienia infekcji ze strony układu oddechowego.
Do tego podnosi samoocenę i pomaga dłużej zachować niezależność w wykonywaniu codziennych obowiązków (gotowanie, sprzątanie, chodzenie na zakupy).
Umiarkowana intensywność umożliwia dłuższy czas wykonywania treningu zdrowotnego, a co za tym idzie sprzyja pracy tlenowej – spalamy tkankę tłuszczową. Każdy z treningów nie zważając na jego specyfikę, ma swoje zasady, których należy przestrzegać, odpowiadają one za jego skuteczność i efektywność.

Trening zdrowotny – zasady

Rozplanowanie oraz późniejsza realizacja treningu zdrowotnego wymagają przestrzegania pewnych zasad. Oto one:


Więcej przeczytasz: TUTAJ






Nordic walking zdobył wielu entuzjastów za sprawą swojej dostępności. Za chodzenie z kijkami może wziąć się każdy, niezależnie od wieku i miejsca zamieszkania, ale nikt nie przypuszczał, że prawidłowa technika przyniesie aż tyle dobrego dla zdrowia.

Nordic walking

Nordic walking jest formą rekreacji stosunkowo nową w Polsce, a polega ona na długim maszerowaniu ze specjalnymi kijkami. Pomysł zrodził się w Finlandii w latach 20 XX wieku i początkowo stanowił zwykły całoroczny trening dla narciarzy biegowych. Dopiero w 1997 roku publikacja Marko Kantaneva zmieniła jego oblicze.

Porównując nordic walking ze zwykłym marszem, trzeba zwrócić uwagę na to, że marsz z kijkami angażuje w większym zakresie mięśnie całego ciała, lecz mniej intensywnie. Mięśnie klatki piersiowej, ramion, tricepsy, bicepsy czy mięśnie brzucha są inaczej stymulowane, a to w konsekwencji sprzyja większemu ich wzmocnieniu niż podczas zwykłego marszu czy nawet biegu.
Nordic walking wspomaga rozwój siły i wytrzymałość ramion, przyczynia się do spalania większej ilości kalorii niż przy chodzeniu, a także ułatwia pokonywanie wzniesień. Ponadto rośnie stabilność przy chodzeniu i co ważne dla osób ze słabszymi stawami i mięśniami, redukuje nacisk na piszczele...

Całość przeczytasz: TUTAJ


Wielu z nas pragnie pozbyć się zalegającego tłuszczu choćby ze względów zdrowotnych bądz estetycznych i dlatego też poddaje go różnym procesom - spalania, wysysania, wypacania czy właśnie odchudzaniu. Kluczową sprawą jest zrozumienie jak z nim walczyć.

Komórki tłuszczowe tworzą się w ciągu pierwszych 3 lat, a każdy z nas ma ich średnio około 30 milionów. Mają one kilka odmian, lecz te najliczniejsze to adipocyty zawierające w sobie kroplę tłuszczu. W momencie kiedy jedzenia mamy pod dostatkiem, nasze komórki puchną pod wpływem zalegającego tłuszczu, który je wypełnia i tym samym zwiększają swój rozmiar. Nie przybywa nam dodatkowych komórek tłuszczowych.

Zgubnym jest porównanie tkanki tłuszczowej do zapasów na czarną godzinę, ponieważ nasz organizm nieustannie korzysta z zapasów jakie zgromadziliśmy w tkance tłuszczowej, a jednocześnie są one stale uzupełniane, więc procesy odbywają się jednocześnie. Utrata wagi ma miejsce wtedy, gdy do organizmu dostarczamy mniej tłuszczu niż spalamy.

Co ciekawe - u noworodków, tak jak u niedzwiedzi czy innych zwierząt zapadających zimą w sen, wyróżniamy dwa rodzaje tkanki tłuszczowej. Pierwsza z nich to tkanka żółta - mają także dorosłe osoby, a jej główną funkcją jest magazynowanie tłuszczu oraz wytwarzanie tłuszczów (lipogeneza) i ich rozkład (lipoliza). Drugą jest tkanka brunatna, która u człowieka się pod koniec drugiego miesiąca życia płodowego, swoją najbardziej rozwiniętą postać uzyskuje w okresie niemowlęcy po czym powoli znika. U człowieka zlokalizowana jest między łopatkami, w okolicy szyi, śródpiersia, a także dużych tętnic i nerek. Jej nadrzędną funkcją jest wytwarzanie ciepła (w niewielkich ilościach wytwarza także leptynę).

Organizm przeciętnego zdrowego mężczyzny zbudowany jest z tłuszczu w około 18%, natomiast kobiety około 23% całkowitej masy. Tę wartość procentową można zmierzyć specjalnym badaniem, a nie wskaznikiem BMI. Osoba, która dużo waży za sprawą wysokiej masy mięśniowej nie powinna się niepokoić. Poważny problem zagrażajacy zdrowiu moze powodować otyłość, która oznacza poziom tłuszczu powyżej 35% u mężczyzn i 40% u kobiet.

Strefy, w których mamy najwięcej tłuszczu nie jest bez znaczenia, ponieważ zależą one od naszych genów i poziomu hormonów. W przypadku kobiet, najbardziej newralgicznymi miejscami są uda i pośladki, podczas gdy u mężczyzn jest to brzuch. Pamiętajmy, że nie ma czegoś takiego jak odchudzanie konkretnej części ciała. Jedyne co możemy zrobić w takim przypadku, to wzmocnić tkankę mięśniową w niepokojącym nas miejscu. Wpłynie to na poprawę wyglądu, a dodatkowo powinniśmy włączyć zdrową kurację odchudzającą.

Diety, do których mamy powszechny dostęp nie dostarczą nam recept na cudowne zgubienie tłuszczu. Każda szybka utrata na wadze to tylko wyzbywanie się  z organizmu wody, która i tak szybko zostanie uzupełniona. Wypacanie tłuszczy też nie istnieje, ponieważ to również jedynie usuwanie wody. 

Podczas odchudzania wezmy pod uwagę, że:

1 kg tłuszczu = ok. 7000 kcal

Dlatego zdrowe odchudzanie nie trwa tygodniami, lecz miesiącami.

Na koniec kilka grafik:

Tkanka tłuszczowa w procentach


Rozkład tłuszczu



Jesteśmy w środku okresu kiedy warzywa nie mają smaku, a wśród owoców nie mamy zbyt dużego wyboru, dlatego warto w tym okresie sięgać po produkty mrożone. W tym okresie przyjmujmy witaminy i składniki mineralne, które zostały zamrożone po zbiorach. Dla osób dbających o dietę, a przede wszystkim sportowców, którzy mają zwiększone zapotrzebowanie na witaminy, to znakomite rozwiązanie.  Jednocześnie pamiętajmy, że po rozmrożeniu powinny mieć smak, zapach, a nawet barwę produktu wyjściowego. W przeciwnym razie możemy mieć do czynienia z jedzeniem w którym rozwijają się niebezpieczne zmiany pleśniowe.

Dlaczego produkty mrożone?

Musimy wiedzieć, że często produkty mrożone mają więcej cennych składników odżywczych porównując naturalne odpowiedniki przeznaczone do przechowywania. Nie wszyscy wiemy, że zbiory warzyw i owoców przeznaczonych do pózniejszego mrożenia odbywają się w szczycie sezonu, ponieważ wtedy są najtańsze. Produkty wówczas są dojrzałe i bogate w witaminy. To właśnie niska temperatura utrzymuje je w stanie nienaruszonym.
Minusowa temperatura zapobiega działaniu askorbinazy - enzym odpowiadajacy za niszczenie witaminy C, a co za tym idzie, w ciągu 6 miesięcy czarne porzeczki zachowują prawie 100% witaminy C, truskawki i agrest 90%, a maliny 80%.

Czy mrożonki poddawane są jakimś obróbkom?

Nie. Warzywa i owoce przeznaczone do mrożenia są pozbawione zbędnych, niejadalnych części, dokładnie umyte i przeznaczone do bezpośredniego spożycia. To niska temperatura odpowiada za możliwość ich długiego przechowywania, dlatego żadne środki konserwujące czy chemiczne utrwalacze nie są potrzebne. Przy zakupie kupujmy tylko mrożonki w stanie głębokiego zamrożenia, bez śladów jakichkolwiek wycieków.

Jak rozmrażać?

Najlepszą temperaturą na rozmrażanie jest temperatura pokojowa, lecz bez zbędnego dopływu światła i powietrza. Sok, który wydzieli się przy okazji rozmrażania jest również wartościowym zródłem witamin i należy go spokojnie spożyć. 

Pamiętajmy, że raz rozmrożonych produktów nie można mrozić ponownie!!! Pomijając fakt, iż taki proces pozbawia je wielu ważnych składników odżywczych to może prowadzić do zaburzeń czy zatruć pokarmowych.

Foto zródło

W czasie ciąży w naszym organizmie zachodzi wiele zmian. Po porodzie, decydując się na karmienie piersią, wiele kobiet zastanawia się co może jeść, by nie zaszkodzić maluszkowi. Musimy wiedzieć, że to co będziemy jadły wpłynie zarówno na nasze zdrowie jak i naszego dziecka.

Karmiąc piersią musimy pamiętać, by zwiększyć nasze zapotrzebowanie kaloryczne o ok. 500 kcal na dobę. Wzrasta również nasze zapotrzebowanie na poszczególne składniki mineralne i odżywcze. Pamiętajmy, że nie jemy teraz tylko dla siebie. Przykładowo nasze zapotrzebowanie na białko przed ciążą wynosiło 70–90 g/dzień, natomiast w czasie karmienia piersią wzrasta do 110 g/dzień. Jeśli chodzi natomiast o tłuszcze to nasz jadłospis powinien być bogatszy w szczególności o niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe.

Co może jeść matka karmiąca?
Dieta mamy karmiącej musi być urozmaicona, zdrowa, a także bogata w owoce i warzywa, kasze, makarony, nabiał, pieczywo pełnoziarniste bądź razowe i chude, czerwone mięso. Najzdrowszym wyborem będzie indyk, ponieważ drób na wielu farmach jest faszerowany hormonami. Jeśli chodzi o liczbę spożywanych porcji to znakomicie ilustruje to piramida żywienia. Nie wykluczajmy z diety żadnych zdrowych produktów jeśli nie mamy ku temu racjonalnych pobudek.
Przyjrzyjmy się zatem kilku ważnym zasadom, które należy przestrzegać. Może nie będą one zbyt odkrywcze, ale dla niektórych jakże ciężkie do wprowadzenia:

Jedz mniej, a częściej
Liczba posiłków powinna być uzależniona od długości trwania twojego dnia. W codziennym jadłospisie powinno się znaleźć 4–5 mniejszych posiłków. Pamiętaj o włączeniu dodatkowych 500 kcal każdego dnia, które znajdziesz np. w dwóch kromkach chleba żytniego z chudym twarożkiem oraz pomidorem, a do tego kubek jogurtu (200 ml), 2 orzechy włoskie i banan. Możesz to rozłożyć na dwa posiłki.


Całość przeczytasz: TUTAJ
W moim przypadku poród był wywoływany. Byłam podłączona do oksytocyny przez około 10 godzin, co wiązało się z okropnym bólem. Dlatego też zdecydowałam się na znieczulenie zewnątrzoponowe, które jak mnie poinformowano kosztuje 500,-pln. Dodam, ze rodziłam co prawda w prywatnej klinice, ale na Fundusz więc do tej pory za nic nie płaciłam!!! Ból był taki, że te 500,-pln nie stanowiło żadnego kosztu.  czy znieczulenie pomogło?... Co prawda jest to sprawa indywidualna, ale w moim przypadku skurcze wydawały się płytsze, a co za tym idzie mniej bolesne - więc troszkę pomogło. Po porodzie dostałam jeszcze jakaś dawkę znieczulenia na zabiegi poporodowe i pojechałam na salę. 
Na sali leżałam z dziewczyną, która w ciąży przytyła prawie dwukrotnie, a lekarze tłumaczyli to po prostu zatrzymaniem wody w organizmie, co ustąpi po porodzie.
Następnego dnia noga nadal mnie bolała i była spuchnięta, ale tłumaczyłam sobie to przyjmowanym wcześniej znieczuleniem, z resztą lekarze też mnie tak informowali. Aha... w ciąży nie dostawałam żadnych leków przeciwzakrzepowych, a wyniki badań miałam książkowe. Ze szpitala zostaliśmy wypisani po 3 dniach, a z nogą bywało różnie.. raz bolała, raz nie... Po kilku dniach pobytu w domu zauważyłam, że opuchlizna z nogi mi nie schodzi. Pojechałam do mojego lekarza prowadzącego ciążę, przyjął mnie między pacjentkami - pracował w szpitalu, gdzie rodziłam. Po wywiadzie i po obejrzeniu nogi powiedział, że to może być zakrzepica i zalecałby jak najszybsze wykonanie badania USG Dopplera. Nie muszę mówić, że tydzień po porodzie nie biega się i nie jezdzi samemu z bolącą, zakrzepicową nogą samochodem po mieście, więc wszędzie docierałam taksówkami. Prywatne badanie USG Dopplera kosztowała 100,-pln. Pani dr. na kartce napisała mi jakie zastrzyki powinnam dostawać, ale ponieważ wypisanie recepty wymagało kolejnych kosztów wróciłam do ginekologa. Ginekolog na to, żebym pojechała do internisty po receptę. Kolejna taksówka, kolejny koszt. Internista przepisał, ale powiedział, że nie daje 100% pewności, że mogę przy nich karmić. (Przepisano mi Fragmin co 12 godzin 7500 j.). Pojechałam znowu do ginekologa, który też pewności mi nie dawał, ale nie był w stanie powiedzieć kogo powinnam o to pytać. W między czasie dzwoniłam do pielęgniarki, która była raz na patronażu u synka. Początkowo powiedziała, że mogę karmić bez żadnych większych problemów. Ucieszyłam się. Kamień z serca, ale radość nie trwała zbyt długo. Zadzwoniła po kwadransie i powiedziała, że lepiej nie karmić, bo badania hematologów nie są jednoznaczne i pojawiały się sytuacje, ze dzieci rodziły się z przezroczystymi ząbkami..... TAK. Tyle się dowiedziałam...i dodała, że powinnam jechać do szpitala, bo jestem w okresie połogu i biorąc zastrzyki na rozrzedzenie krwi mogę się wykrwawić.
Więc zaraz pojechałam do szpitala, gdzie leczyli mnie po swojemu, czyli swoimi dawkami, swoimi sposobami i mierzeniem mnie w kilku miejscach na nogach. Mały został z moimi rodzicami w domu i był karmiony mieszankami gotowymi, a ja w szpitalu z laktatorem "trenowałam" mleko metodą 7-5-3, jak zaleciła mi tamtejsza położna. Ze szpitala wypisał mnie ordynator tylko dlatego, ze nastpnego dnia miałam przyjść do niego na badania (kiedy zadzwoniłam, żeby się zapisać, usłyszałam, ze wizyta to koszt 300,-pln + dodatkowe badania, jeśli prof. zaleci). Zapisałam się mimo wszystko, a w drodze do domu kiedy już mnie wypuścił zadzwoniłam do jego prywatnego gabinetu i odwołałam wizytę. Swoją droga szczyt bezczelności, dawać pacjentce wizytówkę pod nieobecność pozostałych na sali i możliwość wypisania tylko dlatego, że małe dziecko mam w domu i jego dobrą wolą jest to, że dalej będzie mnie leczył za moje pieniądze u siebie w gabinecie. Do tego na wyjście chciał mi dać zastrzyk z Bromergonu na zatrzymanie laktacji. Nie zgodziłam się, bo bardzo mi zależało na karmieniu piersią.
Cały okres (ponad 4 miesięcznego leczenia) towarzyszył mi przykład jakim jest nasza mistrzyni olimpijska Kamila Skolimowska. Wydawać by się mogło, że sportowcy otoczeni są wieloma lekarzami i mają robione badania. Tego niestety żaden lekarz nie zdiagnozował. Kamila uskarżała się na ból w łydce, więc pierwsze co przyszło do głowy obsłudze medycznej był masaż mięśni. To on przyczynił się do odłamania fragmentu skrzepliny i spowodowania zatoru. Nierozpoznana zakrzepica zebrała żniwo w czasie zgrupowania polskich lekkoatletów w Portugalii.
Na całe szczęście chirurgiem naczyniowym okazał się sąsiad mojej babci, który poprowadził mi leczenie do samego końca. Odnośnie karmienia piersią uważał, że mogę, ale skoro zostały podane mi jakieś powody, by tego nie robić to w końcu moje życie jest ważniejsze.
Przez kolejne tygodnie razem z mamą wisiałyśmy na telefonach do krajowych / wojewódzkich/ międzynarodowych konsultantów ds. neonatologii / pediatrii/ laktacji itd... konsultantka ds. laktacji powiedziała, że albo jestem w szpitalu i heparyna jest mi podawana dożylnie no i karmię dziecko, albo jestem w domu, robię sobie sama zastrzyki i nie karmię......aż w końcu dodzwoniłyśmy się do Pani prof. w Warszawie, która mimo, iż zdziwiona faktem, że mamy do niej nr telefonu powiedziała, że spokojnie mogę karmić. Przez ten okres ściągałam i wylewałam pokarm do zlewu. Podobno każdy lakerz / prof. / dr. niezależnie od tytułu miał wątpliwości, ponieważ przy dawce profilaktycznej (do 5000 j. co 12 godz) można karmić piersią, ale w moim przypadku dawka była wyższa. Dodam jeszcze, że przez kilka miesięcy nosiłam również podkolanówki uciskowe, na receptę i przy pierwszej wizycie robione były pomiary nóg, więc nie idziemy po prostu do pierwszego lepszego sklepu czy apteki i nie kupujemy uniwersalnych.

Ten wpis jest dla kobiet, które znalazły się w podobnej sytuacji jak ja.

Jeśli macie jakieś pytania to piszcie śmiało w komentarzach albo na maila. Na pewno odpowiem... a może Wy też miałyście podobne historie?

Aha... jeśli chodzi o znieczulenie zewnątrzoponowe to.... moje drogie jest ono BEZPŁATNE. Ja dostałam zwrot, ponieważ napisałam skargę do NFZ. Została ona uwzględniona i klinika oddała mi pieniądze :) Także warto pisać i walczyć o swoje prawa. Dla chcącego nic trudnego.. po prostu wszystko zależy od woli walczącego :) Głowa do góry i walczyć o swoje prawa.

Zakrzepica, czyli żylna choroba zakrzepowo-zatorowa występuje u wielu kobiet nie tylko podczas ciąży. Znaczące sygnały daje także w okresie połogu. Kobiety często je bagatelizują myśląc, że ból nogi to zwykłe zdrętwienie po porodzie czy znieczuleniu zewnątrzoponowym.

Przeprowadzone badania wykazują, że większe prawdopodobieństwo zachorowania na choroby zakrzepowo-zatorowe występuje u kobiet po cesarskim cięciu, a nie u kobiet, które rodziły naturalnie. Okazuje się, że w krajach rozwiniętych zakrzepica jest głównym choć nie częstym czynnikiem prowadzącym do śmierci wśród kobiet ciężarnych. Występuje u 0,01–0,03 % ciężarnych.

Przyczyny zakrzepicy
Musimy wiedzieć, że żylna choroba zakrzepowo-zatorowa to w zasadzie dwa schorzenia, czyli zakrzepica żył głębokich oraz zator tętnicy płucnej. Nie mniej jednak są ze sobą powiązane. Ogólnie rzecz ujmując, w żyłach głębokich powstają skrzepy, które w przypadku oderwania choćby ich kawałków, wędrują z prądem krwi do tętnicy płucnej doprowadzając do nagłej śmierci. Najczęstszym miejscem powstawania zakrzepów są kończyny dolne – łydki i uda, lecz możemy spotkać się z nią także w żyłach miednicy.
Kiedy widzimy już pierwsze symptomy, musimy reagować bezzwłocznie, ponieważ zator tętnicy płucnej nie będzie czekał na naszą reakcję i może doprowadzić do zgonu. W Polsce z powodu zatoru płucnego umiera około 40 tys. osób rocznie.
Ciężko jednoznacznie powiedzieć jakie są przyczyny powstawania zakrzepicy. Można wśród nich wymienić: uwarunkowania genetyczne, styl życia lub wcześniejsze leczenie farmakologiczne. Istotną przyczyną jest unieruchomienie np. w łóżku czy w czasie długiej podróży – powyżej 4 godzin. Dodatkowo okres ciąży i połogu podwyższają ryzyko zachorowania.
Częstą przyczyną powstania zakrzepicy w okresie połogu jest uwarunkowanie genetyczne… 


 Całość przeczytasz: TUTAJ